sobota, 27 września 2014

Bez woli i świadomości?

(Peter Watts „Echopraksja”)



Peter Watts nie przestaje być zadziwiony sukcesem „Ślepowidzenia” a tym bardziej własną popularnością w Polsce. Rzeczywiście, jeśli się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że powieści Wattsa nie były nigdy skazane na sukces. Twarda fantastyka naukowa to bardzo trudny gatunek, dodatkowo nieszczególnie się sprzedający, w dodatku twórczość Wattsa można zaliczyć to do wyjątkowo pesymistycznej. Sam autor powiedziałby, że nie pesymistycznej, a realistycznej, a jednak nieprzypadkowo zbiór opowiadań zatytułowano „Odtrutka na optymizm”. Wielu czytelników odrzuca dawka mizantropii w „Trylogii ryfterów”, a na pewno sprzeciw może budzić wizja człowieka przez Wattsa prezentowana: świadomość, która jest tylko ubocznym i wcale nie niezbędnym (a często przeszkadzającym) efektem ewolucji („Ślepowidzenie”), zachowania psychiczne i społeczne sterowane chemią mózgu („Trylogia ryfterów”) czy brak wolnej woli („Echopraksja”). Watts stawia postulaty radykalne, biologizujące i łatwo redukowalne do redukcjonizmu. Ale czy jest w tym jedyny?

Na pewno nie. Problem świadomości, woli, funkcjonowania ludzkiego mózgu, a co za tym idzie – umysłu, który jest przecież funkcją mózgu, problem odpowiedzialności moralnej, instynktów i tego, ile w nas biologii i odruchów a ile „czegoś więcej” pozostaje palącym problemem współczesnej nauki. Nie tylko nauki ścisłej, ale i humanistyki (Język polski nie rozróżnia jednego od drugiego. Może i dobrze?), która na nauki ścisłe nieustannie się ogląda i próbuje je dogonić albo pożyczyć ich metody. Historia zatoczyła koło: niegdyś filozofia mówiła o naturze, dziś nauki przyrodnicze wkroczyły na tereny zarezerwowane wcześniej dla filozofii.

Tak samo „Echopraksja” skręca z drogi ściśle naukowej na tory filozoficznej spekulacji i słusznie: tam, gdzie nauka przestaje być sprawdzalna, zaczyna się fantastyka naukowa, filozofia i... teologia. Fabularnie powieść zaczyna się mniej-więcej w tym samym punkcie, w którym kończy się „Ślepowidzenie”, choć śledzi innych bohaterów i pokazuje inne miejsca. Protagonista-narrator „Ślepowidzenia” jest wspomniany, ale nie ma bezpośredniego wpływu na fabułę, a jego los pozostaje nieznany. Mimo to nie polecam czytać „Echopraksji” osobno: straci się sporo kontekstów,  sporo ze świata przedstawionego (Na przykład koncepcja wampirów nie została wyjaśniona po raz kolejny, a warto ją poznać żeby zrozumieć skąd w ogóle wzięła się Valerie.). O ile natomiast „Ślepowidzenie” łatwo było opisać jako powieść o pierwszym kontakcie, nie jestem pewna, czy podobną „łatkę” da się przypiąć „Echopraksji”. Nie bez powodu zaczęłam od obszernego wstępu dotyczącego nauki i filozofii, bo to one są dla mnie najważniejsze w twórczości Wattsa. Spotkałam się z porównaniem jego twórczości do twórczości Lema – i nie są to porównania przypadkowe, bo Lem również sięgał po tematy filozoficzne i pokazywał zdecydowanie pesymistyczną wizję rzeczywistości. Dodatkowo w „Echopraksji” podobnie jak Lem (i Dukaj) Watts wiąże fantastykę naukową i filozofię z teologią. Albo raczej z tym, co na gruncie religioznawczym określa się mianem neuroteologii (nie mówiąc już o wciąż popularnym religioznawstwie kognitywistycznym – Watts zresztą pisze parę razy o „twarzach w chmurach” i cytuje Guthriego). Watts aspiruje do naukowej erudycji: z zawodu biolog, do swoich powieści robi potężny research, raczy czytelnika przypisami i bibliografią godną artykułu naukowego. To budzi zasłużony podziw. Z drugiej strony, ta naukowo-filozoficzna gęstość sprawiają, że jego powieści są ciężkie. Opowiadania zdecydowanie są prostsze w obsłudze, łatwiej przyswajalne, oparte na pojedynczym pomyśle i jeśli ktoś chciałby przygodę z Wattsem zacząć, sugerowałabym sięgnąć najpierw po nie. Ja z kolei jestem zadeklarowaną miłośniczką form długich i kontekstualnej gęstośći, wolę więc powieści.

Czy polecam? Mnie podobało się bardzo, ale Watts nie jest pisarzem „łatwym”. Trzeba się przestawić na specyficzny obraz świata, na masę naukowych spekulacji, ważniejszych, niż sama fabuła. Na postaci, które trudno polubić, choć „Echopraksja” jest subtelniejsza niż „Trylogia ryfterów”, która momentami epatowała mizantropią: Watts w międzyczasie wygładził swoją wizję świata, wygładził też styl i sposób konstruowania bohaterów. Zdecydowanie widać różnicę. Z drugiej strony „Echopraksja” nie będzie takim zaskoczeniem, jakim było „Ślepowidzenie” i nie sądzę, żeby spodobała się zwolennikom „świeżości”. Ale zakładam, że sięgną po nią osoby, które z twórczością Wattsa miały już do czynienia. Tym, którzy nie mieli – polecam opowiadania lub „Ślepowidzenie”.






Peter Watts „Echopraksja”
Wydawnictwo: Mag (2014)
Cena: 39,00 zł

Jest też wersja „luksusowa” :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz