sobota, 12 lipca 2014

Podstawy antropologii dla pisarzy fantastyki. Część druga

Przesyłam wam drugą z trzech części mojego wywodu. Mam nadzieję, że okaże się pomocny :)



7. Sztuka
Jeśli gdzieś wyczytaliście, że drowy nie mają sztuki, to znaczy, że czytaliście głupoty. Być może propagandę wysokich elfów, które swoich podziemnych kuzynów chcą pokazać jako barbarzyńców. Nie ma inteligentnych istot nie tworzących sztuki. To znaczy, nie wiem, może wam by się jakoś udawało takie stworzyć, ale szczerze? Nie radzę. Poczucie estetyki i wyrażanie go przez twórczość artystyczną, zdolność do myślenia symbolicznego – to bardzo ważne wyróżniki inteligencji. Oczywiście, kiedy jesteśmy dziewiętnastowiecznym angielskim gentelmenem, podróżującym po dzikich Indiach, które łaskawie panująca imperatorowa, królowa Wiktoria łaskawie pragnie ucywilizować, możemy uważać, że ta prymitywna twórczość tubylców może być co najwyżej prymitywną sztuką. Przecież nie wpisuje się w kanony sztuki Zachodu! Zwłaszcza naszej Anglii. A co dopiero mówić o dzikusach z Afryki, Ameryki, czy, o zgrozo, Australii!
Ale nie jesteśmy wiktoriańskim Anglikiem. Ani Hiszpanem z XVII wieku. Ani, na całe szczęście, Niemcem sprzed drugiej wojny światowej. Jesteśmy tu po to, żeby nauczyć się kreować inne kultury, tak? Więc zapamiętajmy sobie: inne kultury mogą mieć inne poczucie estetyki, inny sposób ekspresji, ale to, co tworzą, nadal jest sztuką. Nawet, jeśli nie zachowuje proporcji. Oczywiście, sztuka może być dobra i zła, ale nadal pozostaje sztuką.
Więc, te drowy mają sztukę. Przypuszczam, że bywają na nią bardziej wrażliwe, niż przeciętny poszukiwacz przygód, którego interesuje wartość materialna i ewentualny bonus do pancerza.
Oczywiście, z rzeczy, które my za sztukę uznajemy, nie wszystko może być tak postrzegane. Dziś zachwycamy się grackimi rzeźbami albo malowanymi wazami, ale dla Greków były one rzemiosłem, nie sztuką. Obecnie kulturę dzieli się na „wyższą” - tożsamą ze sztuką – oraz masową, która jest często uważana za pozbawioną wartości artystycznych rozrywkę.
Pod sztukę podciągnę też zabawę i gry, choć równie dobrze mogłabym podciągnąć je pod rytuał. Johan Huizinga zwraca uwagę na fakt, że zabawa jest niczym innym, jak początkiem rytuału, sportu, sztuki. Zabawa pełni ważną rolę w edukacji: to przez nią dziecko uczy się przyjmować role społeczne. W naszej „zachodniej” kulturze wielką rolę odgrywają gry, co przyczyniło się ostatnimi czasy do rozwoju ludologii (Autorka tego tekstu sama obroniła pracę magisterską na temat larpów). To może wiązać się ze wspomnianym już przeze mnie wydłużeniem okresu wchodzenia w dorosłość. Jedno jest faktem: gry stały się ważną częścią uczestnictwa w kulturze i formą sztuki.
Musimy pamiętać, że kategorie estetyczne mogą się różnić w zależności od kultury. My odziedziczyliśmy po Grekach zamiłowanie do opartej na matematyce harmonii, za to nie przyszłoby nam do głowy odkryć piękno w pękniętym naczyniu – a Japończycy naprawiają pęknięte czarki na herbatę złotem, bo uważają, że ich niedoskonałość ma swoją wartość.

8. Praca, ekonomia
Za coś jeść trzeba. Zastanawialiście się, kto pracuje, żeby król elfów mógł urządzać swoje imprezy? Nie kojarzę żadnego generycznego fantasy, w którym widzielibyśmy elfie pospólstwo pracujące na polach na rzecz elfich władców. W lepszej sytuacji są elfi rzemieślnicy, ale dla elfów rzemiosło to godne zajęcie dla arystokracji – żeby nie szukać daleko, Noldorowie u Tolkiena. Oczywiście, w generycznym fantasy naszego bohatera nie interesuje los ludu pracującego... ale co ciekawe, lud pracujący ludzki jeszcze może się pojawić (zwłaszcza, jeśli nasz bohater sam jest wieśniakiem). Etos pracy jest silny u hobbitów czy niziołków (rolnictwo, ogrodnictwo) czy krasnoludów (przemysł) Elfy zajmują się sztuką, rzemiosłem artystycznym, leżeniem i pachnieniem. Ja się pytam, co te elfy ukrywają? Chyba, że żyją z handlu, ale przecież handel to też takie niegodne zajęcie. Dobre dla krasnoludów (jest teoria, że krasnoludy dzielą sporo cech wspólnych ze stereotypem Żyda...). A orki? Orki najeżdżają pobliskie ziemie, zostawiając za sobą trupy i spalone pola. I o ile mała grupka rzeczywiście mogłaby się z grabieży wyżywić, o tyle w wypadku większej nacji jest to poważnie wątpliwe. Jestem niemal pewna, że gdzieś tam na orczych terenach żyją sobie spokojnie orczy pasterze ze stadami bydła. Coś takiego przynajmniej zrobiłam w swoim świecie fantasy, gdzie założyłam, że orkowie to po prostu agresywna kultura koczownicza. Takie kultury mają to do siebie, że obok tej warczącej i wyjącej hordy uprawiającej rabunek, palenie i mordy (oraz, co gorsza, gwałty i tortury) żyje sobie spokojnie pospólstwo. Też potencjalnie agresywne, ale poganiające raczej bydło, niż niewolników. Ewentualnie mamy jedno plemię zajmujące się tylko wojaczką i kilka podbitych plemion, które zajmują się rzemiosłem/hodowlą/rolnictwem. Mam poważne przypuszczenia, że ta zasada dotyczy też startrekowych Klingonów i gdzieś na Qo'noS żyje sobie populacja klingonich robotników. Och, tak powoływałam się na ludy ze stepów euroazjatyckich, a wypada wspomnieć też o Wikingach: otóż wikingowie częściej jeździli na wyprawy handlowe, niż łupieżcze. W jakim świetle stawia to przekonanie, że handel jest zajęciem niegodnym?
Dobra, a teraz załóżmy, że mamy kulturę, gdzie podstawą jest praca niewolnicza i wyzysk człowieka przez człowieka. Nie, praca niewolnicza nie jest równa masowej eksterminacji! Oczywiście, może być jej narzędziem, możemy mieć mordercze kamieniołomy czy nawet drogę przez pustynię, ale kiedy zasoby ludzkie umierają nam za szybko, nic nie zbudujemy (Nie pamiętam ni w ząb, bo „Achaję” wyparłam z pamięci. To zła książka jest. Ale z tego, co kojarzę, ta cała droga przez pustynię była bardzo bez sensu także z uwagi na gigantyczną śmiertelność robotników). Piramidy budowali wykwalifikowani robotnicy, którzy dostawali np. odpowiedni przydział piwa (a chciałabym zauważyć, że piwo w starożytności i średniowieczu nie było klarowne, a przypominało raczej zupę z jęczmienia) i mieli zapewnioną opiekę medyczną! O zasoby ludzkie trzeba dbać, to prawda, że zapominają o tym choćby polscy pracodawcy, ale skuteczny system ekonomiczny powinien zapewnić uczciwe wynagrodzenie. Chleb i igrzyska to nie taka zła taktyka, ale pamiętajmy, że jeśli wykluczymy z niej chleb, znajdzie się w końcu jakaś Katniss Everdeen i system pójdzie do piachy. Swoją drogą, dystrykty w cyklu Collins miałyby rację bytu, gdyby wymiana zachodziła między nimi – problemem było to, że cały dorobek szedł do Kapitolu...
Wymiana towarów versus gospodarka pieniężna? Handel wymienny sprawdza się na małą skalę. W dużej społeczności i między społecznościami lepiej mieć jakaś walutę, bardziej opartą na jej wartości symbolicznej, niż realnej. Można się zastanowić, ile naprawdę warte jest złoto... Zwłaszcza, jeśli mamy świat generycznego RPG fantasy, gdzie każdy poszukiwacz przygód nosi przy sobie setki i tysiące złotych monet...
Niestety, prawda jest taka, że ludzie to banda zachłannych skurkowańców i prędzej czy później pojawią się jakieś nierówności ekonomiczne. Niewidzialna ręka rynku nie chroni ekonomicznie wykluczonych, a sprzyja tylko ekonomicznie uprzywilejowanym. W skrajnym kapitalizmie warunkiem posiadania pracy i pieniędzy jest posiadanie pracy i pieniędzy. Swoją drogą pułapki kolektywizmu z pułapkami liberalizmu (nie tylko gospodarczego) ładnie skontrastowała Le Guin w „Wydziedziczonych”. Polecam.
W każdym razie, nawet, jeśli opisujemy li i jedynie dwór królewski, dobrze byłoby, żebyśmy wiedzieli, z czego ten dwór jest utrzymywany, kto płaci podatki i za co, kto pracuje, kto handluje, jaki status społeczny mają poszczególne grupy zawodowe... wrócimy do tego tematu w punkcie poświęconym hierarchii.

9. Komunikacja
Komunikacja i w sensie podróży, i w sensie komunikacji międzyludzkiej: języka i jego niuansów, komunikacji niewerbalnej przez mimikę, ton głosu, dotyk. Zacznijmy od komunikacji międzyludzkiej.
Język jest oczywisty. Języków mamy wiele i mimo że w różnych okresach historycznych różne języki uznawane były za bardziej „międzynarodowe”, nigdy nie było tak, że mówili nim wszyscy. Radzę brać to pod uwagę, tworząc jakąś „wspólną mowę” dla świata fantasy. Nie mówiąc już o tym, że owa wspólna mowa musiała skądś się wziąć. Może to język dany przez bogów? Może język dominującej kultury? Albo, jak łacina w średniowieczu, kultury, która już nie dominuje, ale dominowała kiedyś? Ale, tak, jak łacina w średniowieczu, nasza wspólna mowa ma marne szanse pozostać niezmieniona (z łaciny wyrósł i włoski, i francuski, i hiszpański...). Nawet, jeśli będziemy w naszym świecie mieli jakąś nieśmiertelną rasę, która języka „wspólnego” będzie używać w formie niezmienionej, ludzie i tak będą tworzyć własne dialekty.
Ponadto, pamiętajmy, że w każdym języku może znaleźć się kategoria nieprzekładalna na język inny. To może być coś, co opisuje doświadczenie typowe dla kultury tego języka używającej, jakiś jej wynalazek (wtedy jeśli wynalazek przejmą inne kultury, zapewne przejmą też jego nazwę), nazwa koloru... Z kolorami w ogóle śmieszna sprawa: sporo kultur widzi je inaczej! Niektóre kultury wysp Pacyfiku mają dwie nazwy kolorów: jedną na kolory związane z morzem, drugą na kolory związane z dżunglą. Japońskie „ao” oznacza i niebieski i zielony (dla ścisłości: Japończycy mają też słowo „midori” na kolor zielony). A my, gdybyśmy nie znali pomarańczy, czy znalibyśmy kolor pomarańczowy?
Językoznawstwo kognitywne zwróciło uwagę, że tak naprawdę mówimy i myślimy metaforami. Nie, metafora nie jest już uznawana tylko za środek literacki, ale pewien sposób myślenia. Na przykład, jeśli mówimy, że coś znajduje się w naszym ciele, traktujemy ciało jako pewien pojemnik. Oczywiście, to z drugiej strony wiąże się z naszym doświadczeniem cielesności odgrodzonej od reszty świata barierą skóry. Pierwotne, źródłowe doświadczenia naszego ciała generują pojęcia językowe: z drugiej strony język warunkuje to, w jaki sposób postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość.
Jeśli chodzi o wyrażanie i rozpoznawanie emocji, to emocje podstawowe – złość, wstręt, strach, szczęście, smutek i zaskoczenie – są uniwersalne dla wszystkich ludzkich kultur, wyrażane za pomocą takiej samej mimiki i wszędzie rozpoznawalne. Ale na przykład wstyd... w Indiach kobiety wyrażają zawstydzenie wysuwając koniec języka.
A inne uczucia? Miłość, niby taka uniwersalna, a może być postrzegana różnie przez poszczególne jednostki, a co dopiero przez inne kultury! (Patrz: seksualność).
Komunikacja to przekaz informacji: przez różne formy wyrazu artystycznego (patrz sztuka) takie jak tekst pisany, przekaz ustny, przekaz wizualny (od rysunku po film), muzyka, aktorstwo i taniec. Kultury tradycyjne są oralne, opierają się na przekazie ustnym. Kulturę współczesną uważa się za wizualną.
Komunikacja to także przekaz wiadomości na odległość. Jak? Przez gońca? Ptaka pocztowego (na przykład kruki i Martina)? Zorganizowaną pocztę? Jakąś formę magii? Telepatię? Środki komunikacji typowe dla naszej współczesności, które tak bardzo zmieniły nasze relacje społeczne i dostęp do tekstów kultury (cudem komunikacji jest fakt, że tak łatwo mi opublikować ten tekst i jeszcze powiadomić was o nim na facebooku). Dziś każdy, kto ma dostęp do internetu może w każdej chwili skomunikować sę z każdym, kto ma dostęp do internetu! Ale trzeba pamiętać i o tych, którzy tego dostępu nie mają. Albo o tych, którzy nie mają smartfona (niżej podpisana) albo konta na facebooku. Komunikacja to media: druk i prasa, radio, kino, telewizja, internet. Media ktoś kontroluje, ktoś próbuje je wykorzystać, ktoś chce by były niezależne i alternatywne. Musimy się zastanowić, do jakich mediów i środków przekazu ma dostęp nasza kultura: i na jakiej zasadzie one działają. Ale jeśli oprzemy się na wysyłaniu wiadomości gońcem, to wieść o śmierci króla może do niektórych jego poddanych dotrzeć i po latach. Albo nigdy, jeśli żyją w naprawdę zapadłej wiosze w górach i to, czy panuje ten król, czy inny niewiele ich obchodzi.
A co z komunikacją rozumianą jako podróżowanie? Tu też wiele zależy od tego, jakie są dostępne środki techniczne. Kultura może preferować jeden środek nad drugi, z jakimś może być związany etos lub mitologia (weźmy na przykład rolę żeglugi u wikingów i Polinezyjczyków). Jakiś rodzaj transportu może być zakazany – z różnych przyczyn, nie zawsze racjonalnych (Patrz: wierzenia).

10. Pożywienie
To co, kiedy, z kim i jak jemy jest mocno obudowane kulturowo. W ludzkich kulturach jedzenie jest czynnością społeczną, ale możemy stworzyć taką, w której niemile widziane jest jedzenie publiczne. Choć nie ignorowałabym znaczenia jednoczącego, rytualnego posiłku: jak agape u pierwszych chrześcijan, zwyczaj, który przekształcił się w euharystię, jak uczty totemiczne u australijskich aborygenów. Te ostatnie są ciekawe, bo podczas inticziumy, ceremonii która ma na celu rozmnożenie zwierzęcia totemnicznego, spożywa się właśnie to zwierzę, w innych okolicznościach uważane za tabu.
Właśnie. Pewne pokarmy uważane są za tabu i przez to zakazane, a przyczyny tego mogą być różne. Muzułmanie i Żydzi nie jedzą wieprzowiny, co może mieć przyczyny ekonomiczne, podobnie ekonomiczne podstawy może, choć nie musi, mieć zakaz uboju krów w hinduizmie (Nie będę się rozpisywać na temat argumentów za i przeciw. Zainteresowanych zapraszam do sięgnięcia do literatury.). Dla odmiany na Polinezji świnie hoduje się masowo, po czym zabija w odpowiednich okolicznościach rytualnych. Zasady koszerności w Judaizmie mają wyjaśnienia i medyczne (mieszanie mięsa i nabiału jako niezdrowe, zwłaszcza w pustynnym klimacie), i czysto antropologiczne (pewne zwierzęta są nieczyste, bo nie pasują do żadnej konkretnej kategorii, są więc anomaliami). Bób w starożytnym Egipcie był uważany za „pokarm umarłych” i w związku z tym nie mogli go jeść kapłani. Z podobnych względów bób zakazany był dla pitagorejczyków.
Wegetarianizm może mieć uzasadnienie tak światopoglądowe, jak i zdrowotne. Z weganizmem... trudno mi się wypowiadać. Jego zwolennicy uważają, że jest zdrowy, osobiście uważam, że być może, dla niektórych i stosowany rozsądnie, może być zdrowszy niż dieta zawierająca produkty zwierzęce. Na pewno zdrowszy, niż żywienie się fastfoodem. Mleko jest trawione tylko przez część dorosłej populacji, co dla niektórych stanowi dowód na to, że nie powinno się go pić w ogóle. Podobnie z glutenem. W ogóle kwestia mód żywieniowych i diet we współczesnym świecie to temat rzeka. Raz masło jest złe, a margaryna dobra, potem okazuje się, że margaryna szkodzi. Podstawy piramidy żywieniowej się zmieniają. Zaburzenia żywienia mają podstawy kulturowe (choćby problem z obrazem ciała i kanonami urody).
Kuchnia jednego narodu różni się od kuchni drugiego, jednego regionu od innego: wszystko w zależności od klimatu, dostępnych produktów, statusu ekonomicznego. Staropolska kuchnia używała przypraw korzennych w ilościach dorównujących kuchniom bliskowschodnim. Grzyby nie mają wartości odżywczych a ich popularność w krajach Europy wschodniej prawdopodobnie wiąże się z biedą. W krajach gorących popularne są potrawy bardzo ostre. Nad morzem je się więcej ryb i owoców morza.
Dodatkowo, w każdym chyba kraju znajdziemy coś, co dla innych wyda się obrzydliwe. Nie mówię już o legendarnym owczym oku z Mongolii, bo tak naprawdę nie ma pewności, czy to nie podpucha dla turystów. Ale nasz polski kefir czy kwaśne mleko może budzić czyjeś obrzydzenie jako mleko zepsute. Zepsuta kapusta, czyli bigos. Haggis w Szkocji, sfermentowana ryba w Skandynawii. Wszystkie potrawy potencjalnie niebezpieczne, jak fugu, maniok (trujący na surowo). Zwierzęta w jednym kraju jadane, w innym uważane za domowych ulubieńców (psy, koty, świnki morskie). Gady. Wszelakie wnętrzności.
Swoją drogą, wnętrzności mają jeszcze jedną ważną rzecz: uważane bywają za siedlisko uczuć lub duszy. Toteż zjedzenie serca, wątroby czy mózgu wroga może wiązać się z przejęciem jego mocy. Siedliskiem mocy i duszy jest też krew. Nie na darmo piją ją wampiry: te słowiańskie i te azjatyckie potrafią też zjadać wątroby. Kanibalizm to w ogóle poważny problem. W większości kultur nie pojawiał się w formie czysto kulinarnej, choć są teorie, że dla Azteków stanowił sposób na uzupełnienie braku białka i utylizację ciał ofiar. Zapomnijcie jednak o czarnych dzikusach wrzucających białych podróżników do kotła razem z ładnie pokrojoną marchewką. To klisza głupia, bezsensowna, rasistowska i cuchnąca kolonializmem na kilometr. Kanibalizm zazwyczaj pojawia się albo w formie zjadania własnych zmarłych, by oddać im hołd i zachować ich moc w plemieniu (ładnie opisała to Anne Rice w Królowej Potępionych), albo w formie zjadania wroga, by przejąć jego moc i go zdegradować. A doktor Lecter, który ze swojej ofiary wytnie wątróbkę, doprawi, udekoruje i poda na eleganckim przyjęciu to psychopata, a nie kulturowa norma.
Oczywiście zawsze możemy stworzyć rasę, dla której jedzenie własnych przedstawicieli jest niewłaściwe, ale już zjedzenie przedstawiciela innego inteligentnego gatunku nie stanowi tabu.

11. Normy i prawa
My, w naszej kulturze jesteśmy normalni. Inni są inni. Dzicy albo egzotyczni. Albo dziwaczni. Nasza grupa stanowi normę. Inna grupa to odstępstwo. Nasze prawa są właściwe. Inne się mylą. Nasza wiara ma słuszność. Inna to bezbożność lub herezja.
Zapamiętajmy sobie: każdy ustala normę w odniesieniu do siebie, do swoich poglądów, do swojego kręgu kulturowego. Dlaczego w większości literatury fantastycznej ludzie są tymi najbardziej uśrednionymi i uniwersalnymi? Bo my, autorzy jesteśmy ludźmi i tak siebie postrzegamy. Inność to odejście, mniejsze lub większe, od naszej ludzkiej normy. Nie uciekniemy od tego. Opisując Innego podkreślamy różnicę, to, co czyni Innego Innym.
Norma określa to co jest dozwolone, to co jest uważane za właściwe. Norma może dotyczyć każdego z pozostałych podpunktów w tym tekście. Nie musi być skodyfikowana: może być czysto zwyczajowa, nie obciążona żadną prawną sankcją, ale odstępstwo od niej nie będzie mile widziane albo nawet wyda się członkom społeczności dziwaczne, nie do pomyślenia. Obcy, który tej normy nie zachowuje jest jakiś... no, dziwny. Swój, który łamie normy, jest też dziwny. Może szalony? Może natchniony przez bogów? Może jest artystą? Może po prostu lubi szokować? Może trzeba go wygnać? Zamknąć? Ignorować? Czcić i z jego zachowań uczynić nową normę?
Prawa są skodyfikowane. Spisane, albo zapamiętane, strzeżone przez jakiś autorytet: przez kapłanów, przez ekspertów. Prawa wynikają z porządku wierzeniowego albo ze społecznej umowy. Czasem z obu tych rzeczy. Często tradycję prawną myli się z boskim przekazem. Nie wykluczałabym, zwłaszcza w świecie fikcyjnym, opcji odwrotnej. Za złamanie prawa grozi kara. Jaka kara? Taka sama za każdy występek, czy inna w zależności od wykroczenia? Kto ja wymierza? Kto i w jaki sposób decyduje, czy do przestępstwa naprawdę doszło? Czy istnieją sądy? Policja? Osoby odpowiedzialne za śledztwo? Czy mamy domniemanie niewinności, czy przeciwnie, podejrzany jest uznany za winnego, póki nie udowodni się inaczej? Czy sąd to proces i przedstawianie dowodów, czy jakaś próba (walki, przejścia przez ogień, przetrzepania podejrzanemu mózgu magią, telepatią czy za pomocą odpowiedniego urządzenia)? Jakie uwzględniane są kary i jak się je wymierza? Jak społeczeństwo postrzega taki system prawny? Jako sprawiedliwy? Niesprawiedliwy? Za surowy? Za łagodny? Kto może go zmienić?

12. Hierarchia i władza
Nie oszukujmy się, totalne komuny i totalna anarchia żyją krótko. Prędzej czy później jakiś osobnik albo grupa osobników zacznie rządzić albo spróbuje sięgnąć po władzę. Więc musimy się zastanowić, kto rządzi naszą społecznością, albo kto może w niej sięgnąć po władzę, gdy przestanie istnieć antystruktura. Oraz, jak wygląda wewnętrzna struktura społeczeństwa. Kto jest wyższy w hierarchii, która grupa uważana jest i na jakiej podstawie za ważniejszą, godniejszą szacunku.
Możemy mieć system kastowy, z mniej lub bardziej zamkniętymi grupami, pomiędzy którymi występują skomplikowane zależności. Samo hasło „kasta” nie wystarczy (zresztą to słowo wywodzące się z portugalskiego, w stosunku do Indii bardziej poprawne są „warna” oznaczająca jedną z czterech głównych warstw społecznych i „dżati”, oznaczająca grupę w obrębie którejś z warstw wydzieloną na podstawie zawodu i zajmowanego terytorium): musimy się zastanowić, czy można przejść z kasty do kasty, czy są możliwe małżeństwa międzykastowe i co dzieje się z dziećmi z takich związków. Jakie zasady obowiązują inne relacje między kastami, co wolno której kaście i która ma jakie przywileje. Oczywiście, ta najwyżej stojąca w hierarchii będzie mieć przywilejów najwięcej. (O, i ciekawostka: w Indiach najwyżsi w hierarchii warn są bramini. Ale to kszatrjowie pełnią władzę polityczną. Zainteresowanych odsyłam do Homo hierarchicus Dumonta). Prosty, ale fajnie w moim odczuciu zrobiony system kastowy mają Minbari w Babylonie 5. Ale ja na B5 jestem w stanie powołać się zawsze.
Inny przykład systemu społecznego to system klasowy we współczesnej Anglii. Niby mamy trzy klasy: wyższą, średnią i robotniczą niższą, ale, jak pisze Kate Fox, każde z nich dzieli się na kolejne warstwy, z których każda stara się dostać wyżej, a najwyższa warstwa klasy wyższej może sobie pozwolić choćby na zaniedbanie domu, albo, czego przykładem jest królowa, noszenie ekscentrycznych strojów (Osobiście uważam, że Elżbieta II świetnie się ubiera). Klasa średnia, zwłaszcza jej niższe warstwy, prezentują postawę Hiacynty Bukiet, uporczywie udając, że są sytuowane lepiej, niż w istocie są. Przynależność do klasy można poznać też po słownictwie, wymowie, czy wyglądzie ogródka.
Wyjąwszy angielską specyfikę, hierarchia społeczna w tak zwanym świecie zachodu opiera się na stanie majątkowym... a właściwie głównym jej wyznacznikiem jest poziom konsumpcji. Ludzie z niższych warstw społecznych mogą aspirować do warstw wyższych próbując dostosować do nich konsumpcję.
Georges Dumezil stworzył schemat trzech funkcji, który miałby być charakterystyczny dla ludów indoeuropejskich. To funkcje władzy (także religijnej), wojenna i „trzecia funkcja” związana z wytwórstwem i rolnictwem. Można je zaobserwować zarówno w mitologiach, jak i w strukturze społecznej: we wspomnianych już Indiach czy w średniowieczu, gdzie mieliśmy do czynienia z trzema stanami: klerem, rycerstwem i chłopstwem. Oczywiście, podobnie jak w Indiach władzę polityczną pełnili przedstawiciele rycerstwa, ale nadrzędny autorytet należał do Kościoła (Papież decydował o tym, komu należy się korona królewska a komu cesarska). Zresztą problem relacji władzy świeckiej i religijnej gnębił Europę przez wieki i w jakimś stopniu gnębi nadal: wystarczy wspomnieć o sporach papiestwa z cesarstwem o inwestyturę, próbach wyzwolenia się Francji czy, w okresie reformacji, Anglii spod wpływów Rzymu, o zasadzie cuius regio eius religio. W chrześcijaństwie wschodnim władza cesarska w Bizancjum miała charakter sakralny, co potem przeszło na Rosję (gdzie nawet dziś prezydenta postrzega się często w kategoriach religijnych).
Demokracja ateńska wyglądała inaczej, niż wygląda demokracja we współczesnej Europie. I choć demokracja ma swoje wady, nadal powszechne jest przekonanie, że stanowi najlepszy system polityczny, jaki wynaleziono. Jest jednak podatna na kryzysy. Popatrzymy na nasz własny kraj: niezadowolenie z rządu, opozycji, niechęć do głosowania mówią same za siebie. To wypadkowa wielu czynników. Narzucanie demokracji krajowi, który nie jest na nią gotowy też nie jest dobrym pomysłem i zakończy się kryzysem, przy którym problemy Polski okażą się banalne. Załamanie demokracji to dobry początek dla wprowadzenia dyktatury: a jeśli dyktator ma charyzmę i umie przekonać lud, że to on wyciągnie kraj z kryzysu, lud sam go wybierze. Zresztą rządy autorytarne nie muszą wcale niszczyć kraju i dążyć do ekspansji...
Podobnie żaden rządzący nie będzie niszczyć kraju z premedytacją, dla samego niszczenia. Nawet władze Korei Północnej nie dążą do tego, żeby wymorzyć ludność głodem. Wyniszczenie to skutek uboczny złych decyzji, skrajnego egocentryzmu władzy, nieumiejętności wycofania się z raz podjętego kierunku (nikt nie lubi przyznawać się do błędów, zwłaszcza, jeśli zwrócone są na niego oczy narodu), nie brania pod uwagę perspektywy dalszej, niż własny pałac.
Z drugiej strony czasem nawet znana z szaleństwa dynastia jest lepsza, niż to co przyjdzie po niej (Mamy ten wątek u Martina, gdzie wśród Targaryenów zdarzały się też jednostki wybitne, a w zmęczonym okrutnymi wojnami Westeros ewidentnie brakuje kogoś, kto by to wziął i zakończył. Mamy wątek obalenia szalonego księcia a potem przywrócenia na tron jego syna w „Śnie o krwi” Jemisin)
Należy jeszcze zadać sobie pytanie, co legitymizuje władzę. Jakieś sacrum albo przynajmniej autorytet relgijny? Pochodzenie i królewska krew? Decyzja ludu? Autorytet naukowy, obliczający, kto najbardziej nadaje się, by sprawować władzę?
Jeśli mamy starą dynastię, wygnaną przed tysiącem lat i ostatniego jej potomka pędzącego w nieświadomości żywot wieśniaka to... czy ten wieśniak na pewno ma jeszcze tę mityczną królewską krew? Przez tysiąc lat i setki pokoleń nie zostało z niej raczej wiele. Prawdopodobnie inni wieśniacy w tej samej wsi mają jej równie wiele. Może nawet więcej. No, chyba, że faktycznie działa w naszym świecie magia, która sprawia, że jakiś ważny genetycznie aspekt magicznej krwi faktycznie przechodzi tylko na pierworodnego potomka i nie zagubił się gdzieś w galimatiasie ślubnych i nieślubnych odnóg drzewa genealogicznego. A może lokalne Bene Gesserit działały przez ten tysiąc lat w ukryciu, pilnując, kto ma najlepsze geny, kojarząc małżeństwa etc? A może komuś po prostu potrzeba figuranta, a naiwnemu wieśniakowi łatwo wmówić, że jest królem?
Z drugiej strony społecznego spektrum stoją osoby wykluczone: A im sztywniejsza hierarchia, tym ich więcej. Wykluczenie może dotyczyć osób ubogich, tych, które złamały normy obyczajowe lub prawne (w tym osób LGBTQ), chorych i kalekich, cudzoziemców, dzieci z nieprawego łoża, sierot, wygnańców, przestępców, osób, które odbyły karę więzienia... Ich los nie jest nigdy godny pozazdroszczenia. Od wykluczenia nie może się uwolnić niestety żadne społeczeństwo. Na zachodzie najbardziej chyba wyklucza bieda i wiążemy z nią naprawdę parszywe stereotypy. Człowiek biedny (człowiek bezdomny tym bardziej) kojarzy nam się aż za często z osobą o niskim poziomie intelektualnym czy alkoholikiem (alkoholizm często jest jednak skutkiem nędzy, a nie jej powodem). Istnieje też przekonanie (na szczęście nie podzielane przez wszystkich) że osoby wykluczone są same sobie winne i nie zasługują na pomoc. Z drugiej strony system pomocy oparty na zasiłkach bywa bardzo nieskuteczny, bo nie daje narzędzi do wyjścia z biedy.
Najlepszą znaną mi książką o wykluczeniu są „Nędznicy” Victora Hugo. Nie umiem sobie teraz przypomnieć żadnego dzieła które poruszałoby te problemy w naszej współczesności. W fantastyce wątki wykluczenia przewijają się w wielu dziełach, ale bohaterowie fantasy częściej jednak pochodzą z jakiegoś rodzaju elity, niż ze społecznych dołów. Jeśli już pochodzą, to często do elity dołączają. Cóż, posiadanie specjalnych darów czy bycie częścią przepowiedni pozwala się wyrwać z nieciekawej sytuacji startowej.

13. Wewnętrzne zróżnicowanie
To się trochę wiąże z punktem piętro wyżej, ale poza hierarchią władzy i statusu istnieją też inne zróżnicowania. Oczywiście, często się z tymi związanymi ze statusem zazębiają. Podział na zhierarchizowane kasty lub klasy społeczne to tylko jedna z możliwości: społeczeństwo może też dzielić się na mniej-więcej równe sobie klany (i ten podział z podziałem „hierarchicznym” może się zazębiać). Każdy kraj ma swoje mniejszości, przybyszów, kupców, gości, dyplomatów z innych krajów, dzieci z mieszanych związków. Odpowiednio duża religia prędzej czy później dorobi się sporów na temat interpretowania świętych pism – w efekcie powstaną albo tolerujące się nawzajem denominacje (hinduizm nie jest jednolitą religią, a zbiorem wielu mniejszych i większych kultów i filozofii), albo ortodoksja próbująca zwalczać herezję (nie muszę chyba podawać przykładów?) albo dwie lub więcej pokrewnych religii mniej więcej tak samo silnych (schizma wschodnia a potem reformacja w chrześcijaństwie, podział na szyizm i sunnizm w islamie).
Prawda jest taka, że im większe państwo, tym większe wewnętrzne zróżnicowanie. Jedna mała wioska będzie przeżywała wewnętrzne konflikty między jednostkami (Ciekawy przykład takiego konfliktu i zrytualizowanego procesu rozwiązania go opisuje Victor Turner w Lesie symboli)
Między większością a mniejszościami, pomiędzy samymi mniejszościami mogą pojawić się napięcia. Pytanie, jakie, na jakim tle, czy spowodują konflikt już teraz, czy dopiero za jakiś czas, jakie możemy mieć mechanizmy zapobiegania takim konfliktom albo łagodzenia ich. Jeśli chcecie stworzyć konflikt między kilkoma grupami kulturowymi zajmującymi to samo państwo, pomyślcie choćby o Bałkanach.
Jeśli dwie grupy mogą swobodnie się kontaktować, szansa na konflikt jest mniejsza. Jeśli odgradzają się od siebie, separują i nie prowadzą dialogu – antagonizm będzie się zaostrzać.
A, wzajemne oskarżanie się to oczywiście nie dialog. Za to zdarza się nader często.



C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz