Symbolika
tęczy wykracza znacznie poza jej zawłaszczenie przez ruch LGBTQ. Mówię
„zawłaszczenie”, bo jeśli mielibyśmy tropić, co tęcza oznacza, musielibyśmy
zacząć od Biblii i potopu, od znaku przymierza i nadziei (albo od Bifrostu,
mostu między światami). Tęcza używana przez ruch LGBTQ jest używana wtórnie.
Tęcza w ruchu LGBTQ zawiera w sobie nadzieję na równość, ale i spektrum kolorów
– symbolizuje różnorodność, radość życia. Wielobarwność tęczy przeciwstawiana
jest szarości świata, w którym płeć jest ściśle binarna, a orientacja seksualna
– zunifikowana, obie zaś – podporządkowane dyktatowi jednolitej ekspresji.
Więcej kolorów oznacza więcej możliwości. Barwy tęczy są przeciwstawiane także
jednolitym barwom noszonym przez skrajną prawicę, czy będzie to czerń, czy
brąz, czy mundurowe zgniłe zielenie czy szarości. Są też przeciwstawiane bieli,
rasistowskiemu white power. I, na
koniec, barwy tęczy stoją w opozycji do bieli i czerwieni polskiej flagi.
To ostatnie przeciwstawienie
pojawia się po jedenastym listopada 2013 roku w retoryce obu stron: prawica od
dawna przeciwstawiała polską flagę fladze tęczowej. Teraz symbolika przeszła na
drugą stronę i na statusach fejsbookowych pojawiają się grafiki z tęczą
przechodzącą przez Polskę: nad konturami kraju anonimowa ręka obcina ze
spektrum tylko dwie barwy, jedyne, które, wedle podpisu, widać w naszym kraju. Sugestia:
barwy tęczy zawierają w sobie barwy polskiej flagi, ale wykraczają ponad nie.
Wiedzieć więcej barw to w ogóle widzieć więcej, tęcza nie wyklucza bieli i
czerwieni, może je w sobie zawierać, ale sama tylko biel i czerwień wykluczają
wszystko, co wychodzi poza nie.
Spalenie tęczy
rodzi nowy mit: mit strachu przed wykluczeniem, strachu przed spaleniem
wszystkiego, co wykracza poza jednolitą polskość. Do jedenastego listopada mało
kogo obchodziła warszawska instalacja: w kilka chwil stała się nagle sprawą
całej Polski, do której odwołują się wszyscy. Tęcza obchodzi także tych, którzy
otwarcie deklarują, że ich nie obchodzi: samym faktem deklaracji pokazują, że
sprawa także ich dotyczy. Znamienne, że zazwyczaj ci ludzie powołują się na
stwierdzenie, że przecież są ważniejsze problemy, niż jakaś tam spalona
instalacja. Jednak ci, dla których spalona instalacja jest ważna, nigdy tych
ważniejszych problemów nie negowali. Przeciwnie, oni też mają często kłopoty
finansowe, ledwo wiążą koniec z końcem. Boją się jednak nie tylko wykluczenia
gospodarczego, ale i społecznego. Boją się zostania pobitymi przez radykalne
bojówki i kibiców przy przyzwalającym milczeniu osób, których tęcza nie
obchodzi. To ludzie, którzy albo są LGBTQ, lewakami, feministami, mieszkańcami
squatów, albo mają wśród takich osób przyjaciół.
Ci, którzy
spalili tęczę nie spalili jej jako brzydkiej instalacji. Spalili ją jako symbol
LGBTQ – tym samym ją na taki symbol kreując. Tęcza nie ruszona nie obchodziłaby
nikogo, tęcza spalona obchodzi wszystkich.
Na zdjęciu starsza kobiety w berecie wsadza kwiaty w tęczę: nie wiemy,
jakie są jej poglądy, ale berety, zapewne moherowe, same są już symbolem.
Zdjęcie mówi nam, że świat spod znaku tęczy nie wyklucza nikogo, że jest w nim
miejsce także dla konserwatystów.
Konserwatyści
z kolei twierdzą, że nie odpowiadają za to, co się stało. Oni szli spokojnie, z
dziećmi i rodzinami, to grupa kiboli odłączyła się od właściwego marszu. Przez
konserwatystów też przemawia strach: strach przed wykluczeniem, paradoksalnie,
tak samo, strach przed wykluczeniem odczuwają ich przeciwnicy. Konserwatyści
też boją się, że narzuci się im obce dla nich poglądy, boją się że zostaną
oskarżeni o przemoc, o nienawiść, ale i o patriotyzm, o przywiązanie do
religii. Że zostaną wrzuceni do worka z napisem „Wszyscy”: „Wszyscy
konserwatyści to rasiści”. „Wszyscy księża to pedofile”. „Wszyscy katolicy to
oszołomy”. Sami potrafią używać takiego worka, ale przecież i oni mają
znajomych na lewicy. Nawet Tomasz Terlikowski przyjaźni się z gejami i
dziennikarzami TVN. Po jedenastym listopada konserwatyści zaczynają bać się
tych znajomych. Może słusznie, bo wiem, że sporo ludzi pocięło swoje fejsbukowe
kontakty.
Zasłaniają się
więc rękami, krzycząc, że tęcza ich nie dotyczy i tym samym pokazując, jak
bardzo ich ona dotyczy. Podsycają mit, którego wcale by nie chcieli. Tworzą mit
dla siebie i dla lewicy: mit wykluczenia, agresji, walki, spolaryzowanych
opinii i podzielonej Polski, gdzie nie ma miejsca dla innych kolorów, czerwień
i biel. W końcu łatwo sobie wyobrazić, że tęcza zawłaszczona przez LGBTQ tak
bardzo przerazi kogoś po prawej stronie, że zacznie być niemile widziana także
i na ilustracji do Biblii. To przypadek skrajny, ale czy możliwy? Na pewno
wyobrażalny. Skoro tak łatwo przychodzi nam obwinianie ofiar, obwińmy tęczę o
bycie zbyt kolorową.
Każdy chce dla
siebie kawałek tęczy, każdy w jakiś sposób się tęczą podpisuje. Ktoś wkłada
kwiatki, ktoś chce odbudować w barwach polsko-węgierskich. Deklarowanie
obojętności nie jest obojętnością. Obojętnością byłby brak deklaracji. Czy są
ważniejsze problemy od tęczy? Owszem, to, co tęcza zaczęła właśnie oznaczać:
przemoc, wykluczenie i strach.
Coś na kształt bibliografii:
Ronald Barthes Mitologie Warszawa 2008
(a zdjęcie bezpośrednio stąd: http://blog.wirtualnemedia.pl/jerzy-szygiel/post/roznica-miedzy-palma-a-tecza)
(a zdjęcie bezpośrednio stąd: http://blog.wirtualnemedia.pl/jerzy-szygiel/post/roznica-miedzy-palma-a-tecza)
Bardzo ładnie to napisałaś. Przez spalenie tęcza... właściwie wyszła poza tęczę, jej symbolika urosła do rangi uniwersalnej, chociaż już wcześniej była nie tylko symbolem LGBTQ. Obie strony boją się wykluczenia - i ekstrema po obu stronach wykluczają wszystkich "nieprawomyślnych".
OdpowiedzUsuńTylko po co?
Jak to po co? Mentalność plemienna.
UsuńO ten artykuł mi się bardzo podobał. Trafne spostrzeżenie, fajnie napisane, trzyma się tematu.
OdpowiedzUsuń