niedziela, 17 listopada 2013

Jak się tworzy mit


(Tęczowe ćwiczenie z Barthesa)



Symbolika tęczy wykracza znacznie poza jej zawłaszczenie przez ruch LGBTQ. Mówię „zawłaszczenie”, bo jeśli mielibyśmy tropić, co tęcza oznacza, musielibyśmy zacząć od Biblii i potopu, od znaku przymierza i nadziei (albo od Bifrostu, mostu między światami). Tęcza używana przez ruch LGBTQ jest używana wtórnie. Tęcza w ruchu LGBTQ zawiera w sobie nadzieję na równość, ale i spektrum kolorów – symbolizuje różnorodność, radość życia. Wielobarwność tęczy przeciwstawiana jest szarości świata, w którym płeć jest ściśle binarna, a orientacja seksualna – zunifikowana, obie zaś – podporządkowane dyktatowi jednolitej ekspresji. Więcej kolorów oznacza więcej możliwości. Barwy tęczy są przeciwstawiane także jednolitym barwom noszonym przez skrajną prawicę, czy będzie to czerń, czy brąz, czy mundurowe zgniłe zielenie czy szarości. Są też przeciwstawiane bieli, rasistowskiemu white power. I, na koniec, barwy tęczy stoją w opozycji do bieli i czerwieni polskiej flagi.
To ostatnie przeciwstawienie pojawia się po jedenastym listopada 2013 roku w retoryce obu stron: prawica od dawna przeciwstawiała polską flagę fladze tęczowej. Teraz symbolika przeszła na drugą stronę i na statusach fejsbookowych pojawiają się grafiki z tęczą przechodzącą przez Polskę: nad konturami kraju anonimowa ręka obcina ze spektrum tylko dwie barwy, jedyne, które, wedle podpisu, widać w naszym kraju. Sugestia: barwy tęczy zawierają w sobie barwy polskiej flagi, ale wykraczają ponad nie. Wiedzieć więcej barw to w ogóle widzieć więcej, tęcza nie wyklucza bieli i czerwieni, może je w sobie zawierać, ale sama tylko biel i czerwień wykluczają wszystko, co wychodzi poza nie.
Spalenie tęczy rodzi nowy mit: mit strachu przed wykluczeniem, strachu przed spaleniem wszystkiego, co wykracza poza jednolitą polskość. Do jedenastego listopada mało kogo obchodziła warszawska instalacja: w kilka chwil stała się nagle sprawą całej Polski, do której odwołują się wszyscy. Tęcza obchodzi także tych, którzy otwarcie deklarują, że ich nie obchodzi: samym faktem deklaracji pokazują, że sprawa także ich dotyczy. Znamienne, że zazwyczaj ci ludzie powołują się na stwierdzenie, że przecież są ważniejsze problemy, niż jakaś tam spalona instalacja. Jednak ci, dla których spalona instalacja jest ważna, nigdy tych ważniejszych problemów nie negowali. Przeciwnie, oni też mają często kłopoty finansowe, ledwo wiążą koniec z końcem. Boją się jednak nie tylko wykluczenia gospodarczego, ale i społecznego. Boją się zostania pobitymi przez radykalne bojówki i kibiców przy przyzwalającym milczeniu osób, których tęcza nie obchodzi. To ludzie, którzy albo są LGBTQ, lewakami, feministami, mieszkańcami squatów, albo mają wśród takich osób przyjaciół.
Ci, którzy spalili tęczę nie spalili jej jako brzydkiej instalacji. Spalili ją jako symbol LGBTQ – tym samym ją na taki symbol kreując. Tęcza nie ruszona nie obchodziłaby nikogo, tęcza spalona obchodzi wszystkich.
Na zdjęciu starsza kobiety w berecie wsadza kwiaty w tęczę: nie wiemy, jakie są jej poglądy, ale berety, zapewne moherowe, same są już symbolem. Zdjęcie mówi nam, że świat spod znaku tęczy nie wyklucza nikogo, że jest w nim miejsce także dla konserwatystów.



Konserwatyści z kolei twierdzą, że nie odpowiadają za to, co się stało. Oni szli spokojnie, z dziećmi i rodzinami, to grupa kiboli odłączyła się od właściwego marszu. Przez konserwatystów też przemawia strach: strach przed wykluczeniem, paradoksalnie, tak samo, strach przed wykluczeniem odczuwają ich przeciwnicy. Konserwatyści też boją się, że narzuci się im obce dla nich poglądy, boją się że zostaną oskarżeni o przemoc, o nienawiść, ale i o patriotyzm, o przywiązanie do religii. Że zostaną wrzuceni do worka z napisem „Wszyscy”: „Wszyscy konserwatyści to rasiści”. „Wszyscy księża to pedofile”. „Wszyscy katolicy to oszołomy”. Sami potrafią używać takiego worka, ale przecież i oni mają znajomych na lewicy. Nawet Tomasz Terlikowski przyjaźni się z gejami i dziennikarzami TVN. Po jedenastym listopada konserwatyści zaczynają bać się tych znajomych. Może słusznie, bo wiem, że sporo ludzi pocięło swoje fejsbukowe kontakty.
Zasłaniają się więc rękami, krzycząc, że tęcza ich nie dotyczy i tym samym pokazując, jak bardzo ich ona dotyczy. Podsycają mit, którego wcale by nie chcieli. Tworzą mit dla siebie i dla lewicy: mit wykluczenia, agresji, walki, spolaryzowanych opinii i podzielonej Polski, gdzie nie ma miejsca dla innych kolorów, czerwień i biel. W końcu łatwo sobie wyobrazić, że tęcza zawłaszczona przez LGBTQ tak bardzo przerazi kogoś po prawej stronie, że zacznie być niemile widziana także i na ilustracji do Biblii. To przypadek skrajny, ale czy możliwy? Na pewno wyobrażalny. Skoro tak łatwo przychodzi nam obwinianie ofiar, obwińmy tęczę o bycie zbyt kolorową.
Każdy chce dla siebie kawałek tęczy, każdy w jakiś sposób się tęczą podpisuje. Ktoś wkłada kwiatki, ktoś chce odbudować w barwach polsko-węgierskich. Deklarowanie obojętności nie jest obojętnością. Obojętnością byłby brak deklaracji. Czy są ważniejsze problemy od tęczy? Owszem, to, co tęcza zaczęła właśnie oznaczać: przemoc, wykluczenie i strach.


Coś na kształt bibliografii:

Ronald Barthes Mitologie Warszawa 2008


(a zdjęcie bezpośrednio stąd: http://blog.wirtualnemedia.pl/jerzy-szygiel/post/roznica-miedzy-palma-a-tecza)

3 komentarze:

  1. Bardzo ładnie to napisałaś. Przez spalenie tęcza... właściwie wyszła poza tęczę, jej symbolika urosła do rangi uniwersalnej, chociaż już wcześniej była nie tylko symbolem LGBTQ. Obie strony boją się wykluczenia - i ekstrema po obu stronach wykluczają wszystkich "nieprawomyślnych".
    Tylko po co?

    OdpowiedzUsuń
  2. O ten artykuł mi się bardzo podobał. Trafne spostrzeżenie, fajnie napisane, trzyma się tematu.

    OdpowiedzUsuń